· 25:13
Dzień dobry, drodzy Państwo. Dzisiaj odcinek o dość kontrowersyjnym tytule, czyli jak spieprzyć finał dokumentnie. I przyczynkiem do nagrania tego odcinka był fakt, że udało mi się skończyć pewną serię książek i ten finał był po prostu straszny. Był dramatyczny, był zaprzeczeniem bardzo wielu reguł, na podstawie których finały powinno się pisać, ale do tego za moment dojdziemy. Nie będę Wam mówił, co to jest za książka. Jeżeli bardzo chcecie, to napiszcie do mnie gdzieś tam wiadomość prywatną, to Wam powiem czego unikać, ale generalnie mam takie poczucie, że nikt mi nie zapłacił za tę recenzję, nikt o nią nie prosił, więc to nie jest recenzja w ogóle. Będę tylko mówić po prostu o samym finale w kontekście raczej tego, w jaki sposób my, twórcy możemy sobie pomóc przy konstruowaniu takich finałów, patrząc na przykład tego właśnie cuchnącego trupa, o którym dzisiaj będziemy mówić.
Nie musicie w ogóle znać kontekstu. Naprawdę nie jest to wam potrzebne do szczęścia. Będę tutaj mówił o takich rzeczach, które są ogólnie, że tak powiem, przyjęte jako pewne standardy i chyba pierwszą rzeczą, o której powinniśmy zacząć, to jest właściwie podręcznik do jedynej polskiej edycji Gasnących Słońc. To jest taki RPG, który zresztą jak Adam postanowił zacząć prowadzić RPG, ten Adam z podcastu Kuba i Adam o RPG, to dałem mu ten podręcznik i powiedziałem mu: przeczytaj sobie rozdział o prowadzeniu, bo to jest jeden z najlepszych rozdziałów, jaki kiedykolwiek powstał w tym zakresie. I tam właśnie była taka informacja, że chociaż nie zawsze nam się uda doprowadzić do dokładnie takiego finału jak sobie zamarzyliśmy, to jednak zawsze powinniśmy mieć go w pamięci, od samego początku opowieści. Powinniśmy wiedzieć, dokąd ta opowieść dąży i powinniśmy wiedzieć mniej więcej, jak chcemy to wszystko rozegrać.
Pamiętajmy, że zanim zaczniemy prowadzić jakąkolwiek opowieść, czy to jest scenariusz filmowy, teatralny, czy serialowy, czy właśnie przygoda do gry fabularnej, czy kampania do gry fabularnej, czy książka, którą piszemy, to powinniśmy pamiętać o tym, że powinniśmy sobie odpowiedzieć na kilka pytań. Cały czas mówię, że powinniśmy. Generalnie powinniśmy, bo nikt nas za rękę nie złapie. W ostateczności ktoś nam powie wiesz, co do dupy była ta historia. Ale powinniśmy pamiętać o tym, że musimy wiedzieć, o czym jest ta historia w kontekście takim, jaki morał chcemy przez nią przekazać. Jaki powinien być odbiór tej historii przez naszego odbiorcę? Odbiór przez naszego odbiorcę... dzisiaj bardzo mądrze mówię widzę. Słyszę. Jak chcemy, żeby nasi odbiorcy obcowali z tą historią. W sensie takim, jaki emocjonalny efekt powinna ona u nich wywołać i czego powinni się nauczyć? Jaką prawdę o życiu chcemy im przekazać albo jakie pytania chcemy im zadać, żeby się zastanowili i w jaki sposób te swoje prawdy o życiu sobie przerobili i zaczęli w ogóle o nich myśleć.
I skoro już mamy ten, ten sens tej historii nakreślony powinniśmy do niego dopasować sobie główny konflikt, żeby te rzeczy były albo synergią, albo właśnie żeby były w kontraście. Czyli jeżeli chcemy opowiedzieć historię o tym, że miłość zwycięża wszystko, to możemy zrobić historię wojenną na przykład, Albo jeżeli chcemy zrobić historię o przyjaźni, to możemy też zrobić historię wojenną i tam pokażemy, że ta przyjaźń potrafi przetrwać wszystko to, co się dzieje np. pomiędzy ludźmi, którzy są po dwóch stronach konfliktu w danym momencie. Albo jeżeli chcemy zrobić historię o zaufaniu, to możemy zrobić historię o sytuacji, w której albo to zaufanie od początku jest, a potem w jakiś sposób zostaje naruszone, a potem próbujemy je odbudować, to może być historia o zdradzie. Albo możemy zbudować historię o tworzeniu tego zaufania. Czyli na początku wychodzimy z sytuacji, w której jesteśmy wobec siebie nieufni i to zaufanie zostaje zbudowane. I ten konflikt, który toczy tą naszą historię, jest w pewnej synergii albo zbieżności, albo właśnie kontraście do tego, co chcemy przekazać.
No i teraz musimy też wiedzieć, jak ten konflikt rozwiążemy. Już od samego początku musimy mieć świadomość tego, że ten konflikt będzie się musiał zakończyć. Będzie musiał wybuchnąć, będzie musiał dojść do swojego kulminacyjnego punktu i będziemy musieli nim zarządzić tak, żeby rozwiązanie tego konfliktu podkreślało to, co chcemy przekazać, kończyło wszystkie wątki, które przygotowaliśmy i było dla naszych odbiorców, a także dla bohaterów, w jakiś sposób definitywne i satysfakcjonujące.
Więc skrótowo powiedzmy, co powinien taki finał robić.
Zacząłem o tym wszystkim myśleć w momencie, kiedy właśnie słuchałem sobie audiobooka tej serii, sagi fantasy. Zresztą od ubiegłej edycji Mosznowładców, bo to jest strasznie długie, nawet w jednym z odcinków poprzednich przeżywałem, że męczą bezustannie te wszystkie powtórzenia, że tyle razy mielą to wszystko, że traktują odbiorcę jak idiotę, a właściwie autor traktuje, jego zespół edytorski.
I tym większe było moje zdziwienie, kiedy w pewnym momencie spojrzałem na aplikację, gdzie sobie słucham tych audiobooków, a tam ledwie 100 minut do końca. I myślę sobie: jak wy chcecie te wszystkie wątki zamknąć w 100 minut, żeby to miało sens? Żeby to miało ręce i nogi, żeby to było satysfakcjonujące?
Spoiler alert: nie chcieli, Żadne wątki nie zostały zakończone, a autor zaczął mylić zamykanie wątków postaci tych tzw. story-arc'ów postaci, z zabijaniem tychże postaci. To nie jest dobre rozwiązanie. O story arc'ach musimy sobie powiedzieć; już chyba nadchodzi ten czas, żebyśmy zaczęli mielić taką serię na temat budowania tych story arc' ów, żeby one były sensowne. Jak tylko jeszcze wymyślę jak przetłumaczyć story arc na polski, może macie jakieś podpowiedzi w tym zakresie? No ale czując, że ten finał się zbliża, już byłem po prostu strasznie nieszczęśliwy, bo pewnie, czasem śmierć jest zamknięciem pewnej historii dla bohatera czy dla danej postaci, ale mordowanie go tylko dlatego, że kończy się czas i pora daną opowieść kończyć nie służy wartości emocjonalnej tej opowieści i raczej prowadzi do takiego efektu Call of Duty, gdzie ci bohaterowie okazują się wchodzić po prostu na scenę tylko po to, żeby tam w krytycznym momencie umrzeć, żeby pokazać, że sytuacja jest niebezpieczna. I w tym momencie brakuje jakiejkolwiek wartości emocjonalnej, bo te śmierci się po prostu dzieją. One nie przynoszą zamknięcia historii życia danego bohatera czy bohaterki, nie sprawiają, że ta opowieść ma jakiś tam lepszy emocjonalny wydźwięk, a w dużej ilości sprawiają wręcz, że taki odbiorca jest sfrustrowany.
W takiej Grze o tron czy w pierwszych sezonach The Hundred, czy nawet wielokrotnie krytykowanym za pewne aspekty związane z nakręceniem konfliktów między postaciami serii Westworld; kiedy postaci giną, to giną w finale jakiegoś ogromnego konfliktu, który jest wyskalowany do takiego momentu, że te stawki są tak wysokie, że tylko jedna ze stron może wyjść zwycięsko. I w tym momencie śmierć tych bohaterów jest konieczna. My wiemy, że ona nadchodzi. Siedzimy na skraju fotela i gryziemy paznokcie, bo czekamy po prostu na to rozwiązanie: kto tutaj przeżyje? Bo wiemy, że może wyjść tylko jedna osoba zwycięsko z tego wszystkiego. A ubijanie bohaterów, bo nie ma dla nich miejsca w finałowych scenach, to nie jest wyraz sprawnego konstruowania opowieści i właściwie nic tutaj sensownego takie śmierci nie przynoszą. No bo właściwie co tutaj się ma z tym wszystkim wydarzyć i w jaki sposób ma to wpłynąć na ten ładunek emocjonalny nasz, który mamy? Wiemy, że jest konflikt, wiemy, że trwa wojna. O, nagle ktoś zginął. O, no trudno. To był jeden z głównych bohaterów. Jedźmy, jedźmy dalej.
Zresztą mam takie wrażenie, że w ogóle w tej historii to też jest lekcja dla nas wszystkich na przyszłość, że bohaterowie tej sagi, z niewielkimi wyjątkami, niewiele się nauczyli czy czy zmienili. Jasne, stali się bardziej potężni, ale niewiele się nauczyli. Tak jak mówię, z niewielkimi wyjątkami, bo było tam kilka postaci, które faktycznie przeszły jakąś tam drogę. Ale było ich naprawdę jak na lekarstwo. Na koniec najgorsze jeszcze było to, mieliśmy kilka filozoficznych debat, które w ogóle nie pasowały do tych postaci, które nagle zaczęły zmieniać fronty.
Gość, który był zelotą zwątpił, a ateista z nim podróżujący nagle uwierzył i kłócili się o to samo, tylko w tej dyskusji imiona się nagle zamieniły miejscami. I z tą potęgą te postacie, które zdobywały coraz to większą potęgę, też autor nie bardzo sobie umiał poradzić, bo postaci były tak niesamowicie potężne, że nastąpił taki efekt Warhammera 40.000. O Boże, jesteśmy super arcy potężni, dlatego musimy walczyć z kimś uber ultra arcy super potężnym, żeby to miało sens, żeby to nie wyglądało jak walka Gołoty z Tysonem. Swoją drogą, podobno Andrzej Gołota doznał wtedy jakiegoś bardzo poważnego urazu, na co sędzia nie zareagował i jakby facet nie uciekł z ringu to pewnie konsekwencje byłyby tragiczne Tyson mógłby 20 lat później nie kupować gołębi pod Piątnicą, bo by siedział za nieumyślne spowodowanie śmierci. W każdym razie ten finał był strasznie przewidywalny i jednocześnie jakoś strasznie przyspieszony, jakby go trzeba było zrobić, bo już w żadnym z wątków nie mogły się wydarzyć nic sensownego.
A wątki dla większości postaci, dla zdecydowanej większości postaci, a właściwie jak się nad tym głębiej zastanowiłem, to chyba dla wszystkich bohaterów pozostały niedomknięte.
No dobra, to jak powinien wyglądać taki dobry finał, taki podręcznikowo napisany finał, który robi wszystko to, co trzeba? Taki finał powinien po pierwsze rozwiązywać główny konflikt, czyli powinien dostarczyć odpowiedzi na to główne pytanie, które zadaliśmy. Jeżeli chodzi o to np. czy zaufanie w dobie rozwodu ma sens, albo czy przyjaźń w trakcie wojny jest w stanie przetrwać, albo czy konflikt zbrojny jest w stanie zabić naszą miłość. Więc odpowiadamy na to pytanie i rozwiązujemy główny konflikt opowieści, bo rozwiązujemy tę wojnę, rozwiązujemy tę sytuację, w której te postaci się znalazły. Ten rozwód się kończy albo nie dochodzi do skutku, bo nasi bohaterowie znowu się schodzą, bo udaje nam się uciec z terenu działań wojennych i nasza miłość zwycięża. Albo właśnie nie udaje nam się uciec, bo zwycięża zło i szlag wszystko trafia. Ale powinniśmy: odbiorca, czytelnik lub widz otrzymać zadowalającą odpowiedź i zobaczyć, jak sobie bohaterowie poradzili z tymi wszystkimi problemami.
Po drugie, finał powinien być emocjonalny. Powinien budzić silne emocje u czytelnika albo widza. I to może być szczęście, to może być smutek, to może być dramat, może być ulga, ale to powinno być stricte związane z tymi emocjami, które staraliśmy u odbiorców wzbudzić, zadając te pytania na początku i ustawiając ten konflikt na samym początku.
Czasem finał może zawierać pewien zwrot akcji, czyli np. przedstawiamy coś, co odwraca pewne oczekiwania co do tej historii, albo pokazujemy jakieś odkrycie, które zmienia sposób postrzegania tej historii. I teraz nasi bohaterowie w ostatniej chwili albo przechodzą na jakąś dobrą stronę, albo dają się porwać tej złej stronie, albo jak Darth Vader nagle podnoszą swojego swojego mentora, żeby go rzucić w pizdu do dziury, żeby ocalić swoje dziecko. Więc bardzo tutaj możemy takie rzeczy jeszcze w ostatniej chwili zmienić, ale tylko takie, które sprawią, że ten finał będzie dzięki temu pełniejszy, będzie bardziej zaskakujący. Będzie odpowiadał na te pytania na różnych płaszczyznach, które zadaliśmy na początku.
I wreszcie dla wszystkich postaci powinniśmy ten finał zakończyć. Dla wszystkich głównych postaci - im więcej mamy protagonistów, tym gorzej dla nas. Odbiorca powinien zobaczyć jak one się rozwinęły i jak przeszły przez swój story arc, jak się zmieniły, jak zatoczyła ich historia pewien krąg, doprowadzając ich prawdopodobnie do tego samego miejsca. Ale mimo wszystko oni wracają do tego miejsca zmienieni. I my powinniśmy jasno mieć to pokazane. Czego ci nasi bohaterowie się nauczyli? Co się dla nich wydarzyło, dlaczego się je gotowi byli poświęcić? Jaki sposób zmienił się ich charakter? Czy to, czego chcieli na początku, nadal jest tym, co chcą? Czego dostali? Czy dostali to, czego potrzebowali? Czy przewrotnie dostali to, czego chcieli i teraz zorientowali się, że to nie jest to? I w jaki sposób tym zarządzili. Ale te wątki postaci powinny być zamknięte. Niektóre opowieści mogą pozostawać otwarte pytania na końcu, co może budzić pewną ciekawość, może zachęcać do dalszej refleksji odbiorcę, może sprawiać, że fani będą potem o tym dyskutować wielokrotnie, bo właściwie co miało oznaczać to zakończenie? Co tak naprawdę się wydarzyło? Ile z tej historii było prawdą? Spójrzmy na finał Incepcji czy Donnie Darko. To są takie finały, które zamykają większość wątków, ale jednocześnie zostawiają nas z tą dozą niepewności, która sprawia, że możemy jeszcze bardzo długo na tych filmach dyskutować i wracać do poszczególnych fragmentów tych filmów, żeby ustalić, co tak naprawdę według nas było prawdą.
I wreszcie finał powinien pokazać konsekwencje wszystkich działań bohaterów. Jak one zmieniły ten świat? To mogą być dobre konsekwencje, to mogą być też złe konsekwencje. Ale powinny pokazywać to w taki sposób, żeby ta historia była dla nas w pełni zrozumiana i w pełni czytelna. Więc te sześć zasad naprawdę jest turbo super ważnych, Jeżeli chcemy, żeby ten finał był konkretny i żeby zamykał wszystko, tak jak my sobie na początku marzyliśmy, żeby ten nasz odbiorca był zachwycony, a nie sfrustrowany tym, że to się wydarzyło.
No i teraz wracając do tej historii, przez którą przeszedłem ostatnio, a właściwie przez ostatni rok, słuchając tych audiobooków w różnych momentach. Niestety dla wszystkich bohaterów po pierwsze wątki zostały nie zamknięte, nie wydarzyło się nic, co sprawiłoby, że moglibyśmy ten finał w jakiś sposób kwestionować.
I tam był taki wątek, że że częścią świata są przepowiednie, których źródło i natura zupełnie nie są znane. I przez pewien czas budowana jest sugestia, że być może to wielkie zło, z którym się zmierzymy w finale, odpowiada za te przepowiednie, próbując bohaterów tych głównych wprowadzić w pułapkę. A czasami jest podawana sugestia, że to może ten bóg, w którego wierzy ten zelota, sprawia, że to wszystko się dzieje właśnie w oparciu o te przepowiednie, za którymi podążają możni tego świata, i kapłani, i kapłanki. I mimo, że część bohaterów kwestionuje istnienie tego bóstwa, może jednak on steruje tymi losami tego świata i to dzięki niemu dojdziemy do tego dobrego finału I faktycznie to ci zeloci mieli rację.
Okazuje się, że ani jedno, ani drugie. Po prostu tak jest. Przepowiednie działają. Kto i dlaczego kierował losami bohaterów przez te przepowiednie się nie interesuj, bo kociej mordy dostaniesz. No i dupa. Nie wiadomo. Nie wiadomo skąd to się wszystko wzięło.
W efekcie ten finał, zamiast być takim doświadczeniem orgazmicznym, powiedzmy to climax, jest przecież po angielsku jednocześnie finałem, czyli szczytem fabuły, jak i szczytowaniem w trakcie stosunku; okazał się być przypadkowym starciem z bossem. Bez sensownego przeprowadzenia którejkolwiek postaci przez satysfakcjonującej story arc, bez sensownego zamknięcia tej opowieści. Nagle po prostu się okazało, że zło zostało wytępione mniej lub bardziej. O, jeszcze trochę tego zła zostało, ale, ale niespecjalnie dużo. W ogóle przed samym finałem jeden z generałów tego wielkiego zła ucieka i nie wiadomo dokąd ucieka, ale do tego wątku już nie wracamy. Po prostu pitną. No trudno, nie ma typa, nie?
Dlatego z punktu widzenia tego finału, tej serii, o której mówię, to nie mogę polecić. Część z Was wie, że jak już wspomniałem o czym mówię. Część może chce wiedzieć, to napiszcie na insta to wyjaśnię czego unikać. A ogromna szkoda, że ten finał został w taki sposób zmasakrowany, bo nie dostaliśmy tak naprawdę niczego interesującego i nie zamknięto żadnego interesującego wątku.
I nawet z kolegą, który mi to polecił, który chwalił tę serię przez wiele lat, na bieżąco z nią obcując. Mówi, że finał jest beznadziejny, że zupełnie nie wiadomo, dlaczego to nastąpiło w takim momencie, bo wygląda po prostu tak, jakby się papier skończył, że przez poprzednie tomy po prostu skrobane jest w kółko powtarzanie tych wszystkich wątków, żebyśmy nie zapomnieli, kto jest kim i dlaczego to robi, a potem nagle się okazuje, że papier się skończył. Trzeba było dotrzeć do finału. Z mojej perspektywy wygląda to troszeczkę inaczej. Autor faktycznie doszedł do momentu, w którym w żadnym z tych wątków, a zbudował tamtych wątków dziesiątki, nie dało się już zrobić nic sensownego. Trzeba było te wątki w jakiś sposób rozwiązać.
Więc dup, spadł finał i koniec. Wątki zostają nierozwiązane, bo przecież opowieść się już skończyła. I sama w sobie miałkość tego finału, który nie przyniósł ani odpowiedzi na żadne pytania, ani w żaden sposób nie odwrócił tej opowieści nagle na koniec, żeby tutaj zainspirować pewną refleksję, pewną dyskusję nawet wśród odbiorców. Ale też te drobne wątki tych wszystkich postaci pobocznych... czasami to nie są drobne wątki, czasem to są rzeczy, które zajmują pół książki jakiejś tam którejś z któregoś tam tomu. To wszystko nie zostało zamknięte. To wszystko nie zostało dopięte i te postaci po prostu zostały rzucone w takie limbo, wieczną pustkę tej narracji, gdzie nigdy te ich historii nie zostaną dopowiedziane i zamknięte.
Otworzone zostały tam jakieś tam wątki nowego pokolenia tych bohaterów, które już w ogóle są nieinteresujące zupełnie, bo to są dzieci tych bohaterów, którzy na pewnym etapie już nie mogli zrobić nic sensownego, więc po prostu postanowili się rozmnożyć i postanowili mieć dzieci. I to był koniec ich story arc'u. Nie wiem, co już sensownego mogę zrobić na tej wielkiej wojnie, w tym globalnym konflikcie z porażającym, wszechogarniającym złem. Chyba zrobię sobie dziecko z moją ukochaną. Nasza miłość tutaj zwyciężyła i teraz będziemy się snuć po tej krainie, próbując ochronić to dziecko. Tylko, że takich par, czy też pojedynczych np. matek w ciąży, jest w tej książce kilka i żadna z tych opowieści nie różni się od innej i żadna z tych opowieści nie jest w żaden sposób ciekawsza.
A wielka szkoda, bo wiele elementów tego świata, które się na niego składają były super zrobione. Te kultury, które go tworzą, zwroty, hierarchia, cały słownik, wszystko to zostało przygotowane świetnie, dokładnie, to zapada w pamięć, to jest łatwe do rozszyfrowania i naprawdę spoko ten świat buduje. I chciałbym, żeby ten żyjący świat, który naprawdę został bardzo pieczołowicie przygotowany na etapach tych pierwszych książek, się doczekał jakiegoś satysfakcjonującego zamknięcia, żebym mógł to docenić, ale niestety, chociaż world building na bardzo wysokim poziomie, to zabrakło siły na te ostatnie ruchy, żeby można było zamknąć tę opowieść z satysfakcją.
Nawet jest tam taki moment, gdzie przez dużą część ostatnich tomów jest informacja o tym, że: słuchajcie, trzeba uratować pewnego typa, bo on jest niesamowicie ważny, w tym ostatnim konflikcie z tym wielkim złem. No dobra, no to organizujemy wyprawę, żeby ocalić tego typa. Dużo rzeczy się wokół tego typa dzieje. My w ogóle znamy dobrze tego bohatera, bo on tam gdzieś wcześniej już występował i wiem, że tam mu się różne rzeczy wydarzyły. Miał swoje wzloty i upadki, jedna z ciekawszych postaci. I ratują go na koniec. I wiecie jaki on ma wkład w tą finałową bitwę? Żaden. Absolutnie nie robi nic. Cały ten wątek, że trzeba go uratować, bo on jest kluczowy dla finału, zostaje zapomniany na 5 minut przed finałem, bo ten finał jest realizowany przez zupełnie kogoś innego, zupełnie gdzie indziej. I zupełnie żadnego sensu nie ma. Bo wielokrotnie jest podkreślane, że ten gość wpłynie na losy świata właśnie w tym finale. To jest super ważne. I potem nawet jak mamy ten epilog, który się tam dzieje kilka miesięcy później, ten gość też tam przebywa i po prostu robi jakieś głupoty. W żaden sposób nie wpływa na kształt tego świata. Nic tam nie robi konkretnego, w żaden sposób jego pozycja się bardzo nie zmienia, nic tam nie wnosi do całej tej dyskusji. I gdyby szczerze rzekłszy zdechł, za przeproszeniem, gdzieś w lochach, z których miano go uratować, nic by to absolutnie nie zmieniło. Totalnie, zupełnie. Wcale. Bo chociaż tam w okolicach tego jego ratowania jest konflikt z jednym z tych generałów głównego zła, to prawdopodobnie to czy on przeżyje czy nie, ten generał też by nie miał wiele wspólnego ze zmianą tego finału. Bo ten finał, tak jak mówię, się wydarzył gdzie indziej zupełnie i tam dużo tych generałów w czasie tego finału zginęło i to, czy on tam był jeden więcej, czy mniej, nic by to absolutnie nie zmieniło.
Także wielki smutek. Opowieść nie została zamknięta z satysfakcją. Ale to jest lekcja dla nas wszystkich, dla wszystkich tych, którzy chcemy te opowieści tworzyć. Chcemy je prowadzić. Dla autorów to jest ważna informacja o tym, żebyśmy cały czas pamiętali, jak chcemy, żeby ta historia się zakończyła. Jeżeli myślimy sobie: epicki finał, dobrze, to zróbmy epicki finał, w którym faktycznie każdy zgon ma jakieś wielkie znaczenie, żeby nie było sytuacji, że właśnie mamy ten efekt Call of Duty, bo wiadomo, że i tak główny bohater dowiezie i na koniec rozwali kogo trzeba. A cała reszta to może sobie ginąć po drodze. Nieważne, niech sobie zdychają.
Po drugie, żeby ten finał był jednak spójny z tym, co budowaliśmy wcześniej i jeżeli obiecujemy, że pewne rzeczy się wydarzą, to niech one się wydarzą albo niech się wydarzą w jakiś wypaczony, wykrzywiony sposób, z pewnym twistem fabularnym. No ale muszą się odbyć, bo przecież za długo je obiecywaliśmy. Jeżeli budujemy logikę świata na jakiejś tajemnicy. To musimy tą tajemnicę wyjaśnić. Albo musimy chociaż dać taki element, żeby nasi odbiorcy mogli sobie to zinterpretować, żeby mogli się kłócić ze sobą. Te przepowiednie to zsyłał ich bóg. Nie, nie, te przepowiednie, to tworzyło to wielkie zło. Nie, nie, ja ci mówię, bo wcześniej było tak, ale przecież to ich częściowo wprowadziło w pułapkę. Więc można byłoby tym zarządzić. Można było to naprawdę dobrą rzecz zbudować na koniec tego wszystkiego. I ubogacić tę historię tego świata. Na koniec mówiąc: tak naprawdę przez stulecia wszyscy podążali za tym wielkim złem, które wprowadziło wszystkich do pułapki. I tylko dzięki heroicznej postawie bohaterów, którzy faktycznie przeżyli jakieś swoje story arc'i i się zmienili, a nie tylko zdobyli potęgę na potrzeby tego finału. Faktycznie udało się to pokonać, mimo tego, że wszyscy widzieli, że to jest pułapka. Albo mimo tego, że wszyscy się spodziewali, że te przepowiednie to jednak słabe bóstwo, a się okazuje, że to nie ma żadnego bóstwa, to tylko jest wielkie zło. I pokonując to zło wyswobodził my ludzkość. Nie. To są wszystko rzeczy, które ja dopowiadam. Nic z tego nie znajdziecie w tej serii, niestety. Ogromne, ogromne nieszczęście.
No cóż, uczmy się zatem z tego. Pamiętajmy takie rzeczy na przyszłość. A jak jesteśmy graczami, swoją drogą, zwłaszcza mówię o grach fabularnych, tutaj przecież, w sensie RPGów papierowych, to też pilnujmy tego, żeby ten finał dla naszej postaci był satysfakcjonujący. Żeby ten story arc, który nasz bohater przechodzi, był taki pełny, żeby się w nim dużo rzeczy wydarzyło. Uczmy się grać w taki sposób, że może nie wygramy tej gry, ale nasz bohater z satysfakcją przejdzie przez tą historię. Z satysfakcją dla nas i dla innych odbiorców, przez co nasz bohater nawet może zginąć, Ale to niech zginie we wspaniały, epicki sposób, który będziemy rozpamiętywać przez kolejne lata, mówiąc: a pamiętacie jak ten mój krasnolud wtedy ocalił wszystkich w ostatnim momencie, bo stwierdził, że przyjaźń jest ważniejsza niż fanatyczne oddanie jego królowi? Takie historie są najciekawsze i najfajniejsze. A w momencie, kiedy bohaterowie, którzy są w tej historii, nie dążą też do tego, żeby zamknąć ten swój story arc w tym finale, mniej lub bardziej świadomie, w przypadku graczy powinno to być dość świadomie, w przypadku samych bohaterów nieświadomie, ale autor czy gracz, który za nimi stoi powinien mieć to zawsze gdzieś tam w swojej głowie; to w tym momencie historie się robią takie miałkie jak trochę w grach komputerowych czasami, że bez względu na to, co zrobi postać gracza, to i tak pewne rzeczy się muszą fabularnie wydarzyć. Bo to jest historia o świecie, w którym coś się dzieje. A nie o tej postaci, która tam po prostu tylko jest wrzucona w tę intrygę.
No i cóż, tyle wylewania gorzkich żalów na dzisiaj. Mam nadzieję, że zapamiętacie te rzeczy związane z budowaniem finałów, bo one są ogromnie, ogromnie ważne. Pamiętajcie, człowieka się nie poznaje po tym, jak zaczyna, ale po tym, jak kończy. Mówi się, że mężczyzny, ale myślę, że każdego człowieka się poznaje po tym, jak kończy. I jak potrafi się zachować w momencie, kiedy pewne rzeczy dobiegają końca. A druga rzecz jest taka, że autora powinno się przede wszystkim poznawać po tym, w jaki sposób dowozi ten finał do końca.
Bo najgorsze co można o książce czy o filmie powiedzieć to bardzo spoko, ale finał z dupy. Ale końcówka to już taka średnia, a te ostatnie sezony to już w ogóle są o niczym. Także nie idźmy tą drogą, przyjaciele.
Zapraszam Was na Patronite, gdzie znajdziecie transkrypcję tego odcinka oraz właśnie te 6 zasad budowania dobrego finału. Nie musicie mnie wspierać w ogóle w żaden sposób. Po prostu to tam jest dostępne dla wszystkich i każdy sobie może na to zerknąć. Także zapraszam Was bardzo serdecznie. Z tego miejsca dziękuję również mojemu fanowi Michałowi, który mnie wspiera na Patronite. Jest moim jedynym patronem i bardzo go za to szanuję. Dziękuję Ci Michał. Jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście, to w aplikacji, w której słuchacie oceńcie ten podcast. Będę Wam ogromnie wdzięczny i udostępniajcie te odcinki, jeżeli czujecie, że ktoś z Waszych znajomych któryś jest Mistrzem gry albo albo autorem, gdzieś tam sobie skrobię swoją książkę, albo chce napisać serial czy film, to podsyłają jemu te rzeczy z tego podcastu. Będę ogromnie wdzięczny za każde podesłanie, odcinek, za każdego nowego fana. Bo to też pozwala miastowi się rozwijać.
No i cóż, tyle na dzisiaj. Dziękuję Wam bardzo. Dobrego dnia z Bogiem! Cześć!
Listen to Kuba Kajdaniuk - historie using one of many popular podcasting apps or directories.